O "przycince" myślałam od dawna, ale jakoś nigdy nie było na to czasu. W zeszłym roku gałęzie znacznie urosły, wystawały poza płot, nad całą szerokość drogi. Dodatkowo gałęzie wisiały nad drutami elektrycznymi, które znajdują się przy ulicy. Poza tym drzewa w skutek wiatru rosną krzywo, dlatego o upadek nie trudno.
Nie chciałam ryzykować i zdecydowałam, że akcja przycinania nastąpi właśnie dziś. Wcześniej ciągle padało, dlatego dzisiaj, to już był ostatni dzwonek na przycięcie. I tak się bałam o brzozy, czy czasem nie zaczęły już się budzić. Na szczęście, dzięki zimnej wiośnie wszystko jest opóźnione.
Do dyspozycji były dwie piły, które baaardzo się przydały. Jedna pracowała "na górze", druga "na dole".
Na wysięgniku mój mąż z moim braciszkiem ostro pracowali. Brawo chłopaki.
Wszystko poszło bez problemów. Oczywiście nie licząc zakopania się samochodu z wysięgnikiem na działce. Gdyby nie mój brat, to pewnie by nie wyjechał. Na szczęście mój kochany braciszek wjechał swoją "beemką" ( nawiasem mówiąc, to ciągle nie mogę w to uwierzyć! Jego ukochany samochodzik i po takich wertepach musiał jechać... niesamowite, gdybym nie widziała, to bym nie uwierzyła!) na teren działki, podpiął sznur i fruu podnośnik wyciągnięty :)) Dziękuję braciszku za pomoc!
I wszystkim za pomoc: Tatusiu, Mamusiu, Wujku :) dzięki, dzięki, dzięki:)) I oczywiście Tobie Kochanie:*
No i żeby nie było obrazy, to moim "największym" pomocnikom ( moje dzieciaczki) należy się wielki buziak!!! Dziękuję Aniołki:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz :))
Pozdrawiam i zapraszam ponownie :))