e- mail

Witam!
Jeśli chcesz się ze mną skontaktować, pisz na maila: dom.ogrod.las@gmail.com
Pozdrawiam
Neti

sobota, 28 lipca 2007

Tak wyglądały wykopy rano. 


 Beton miał przyjechać jutro, więc folie i styropian miały być ułożone po południu. Ale ktoś tam zrezygnował i okazało się, że po 15.oo będzie betoniarka! Ekipa miała więc duuużo pracy: dokończyć belki do zbrojenia i ułożyć ocieplenie. A właśnie co do ocieplenia, to wszyscy nam mówili, że ocieplenie fundamentów jest zbędne. Nie zgadzam się z tym, boję się mostków termicznych, dlatego uparłam się na ocieplenie. Problem był tylko z tym, że nie chciałam robić dużych wykopów, szałować od podstaw, tylko szałować samą górę- cokół.  Dlaczego? Głównie ze względów oszczędnościowych.  To dodatkowe koszty i czas. Dlatego  wymyśliłam inny sposób:)  
Wiadomo, że dziury wykopane przez koparkę są nieco szersze niż sposobem ręcznym, dlatego poprzez  ocieplenie fundamentów, otwór się zwęży, czyli będzie taki jak ma być, a dodatkowo beton nie będzie się "rozlewał".




A jak to wykonać, bez rozkopywania ?

Do wykopanych dziur najpierw 
(od strony
zewnętrznej)
 folia
przeciwwodna, potem specjalny styropian do fundamentów, a na koniec folia kubełkowa.  








Gotowe!
Ocieplenie wygląda imponująco:)) Teraz pozostaje zalać tylko betonem.





Nasz murarz śmiał się, że to jakaś nowatorska metoda, ale pomysłowa.
Jestem z siebie dumna:))







 
 Przełomowy moment... wjazd betoniarki na działkę:))
 
 

       Nigdy nie zapomnę tego widoku:))) 
A swoją drogą, to dobrze, że brama jest szeroka, a podjazd długi:))





   Zalewanie rozpoczęte:) 
Do jednego rogu, wrzuciłam z mężem i dziećmi po grosiku- na szczęście:)) Wszystko zostało zalane betonem:)))


Do zalania fundamentów potrzebnych było 4 betoniarki. Razem 25 kubików. Dzięki ociepleniu weszło tyle betonu co wg planu. A ja jestem spokojna, będę miała ciepły domek:))

piątek, 27 lipca 2007

Od naszej feralnej studni minęło prawie dwa tygodnie. Jakoś dochodzę do siebie, próbuję sobie tłumaczyć, że lepiej taki szok na początku i teraz już będzie tylko lepiej:)) Ale wiadomo, ciężko....  Staram się zapomnieć, niestety łatwe to nie jest, szczególnie, kiedy przyjeżdżam na działkę i patrzę na mój lasek... okropny widok:((
A  dobra, nie ma co się rozczulać... Teraz coś dobrego:))
Dziś nadszedł TEN dzień, dzień najważniejszy, dłuuugo wyczekiwany:)) Rozpoczęcie budowy:))  A bo chyba nie pisałam, domek będzie budował taki pan, którego mój mąż znalazł przypadkiem... znowu przypadek, hihi... był w takim domu, gdzie ten pan właśnie wykonywał tynki i od słowa do słowa, okazało się że też buduje domy:)) Byliśmy u niego w domu, pogadaliśmy i doszliśmy do porozumienia:))   Mam nadzieję, że wszystko będzie okey:)) No a wracając do dzisiejszego dnia,  to tak:




Przed 7 rano nasz murarz pojawił się z dwoma kolegami i się zaczęło:))
Wymierzanie,  znaczenie, belki....





Kopanie fundamentów....brawo dla operatora koparki:))




sobota, 14 lipca 2007

Studnia

Wszystko zaczęło się zaraz po 8 rano. To miała być taka pierwsza "poważna" inwestycja:)) Studnia.
 Na początku wszystkim dopisywał humor. W końcu to miała być łatwa i szybka praca. Tylko 5,5m i studnia gotowa.

Początek kopania i świetne humory u wszystkich





Po wykopaniu 5 metrów, zaczęliśmy się śmiać, że coś wody brak, ale nikt nie przypuszczał że żarty mogą okazać się prawdziwe... Kiedy przekroczyliśmy 6,20 zaczęliśmy już się martwić nie na żarty... mijały minuty i ciągle nic... W końcu przyjechał radiesteta, który nam wymierzał miejsce studni. Jest to w porządku  facet, sprawdzony, nigdy się nie pomylił, zawsze gdzie zaznaczył woda była. Radiesteta stwierdził, że ktoś musiał przestawić ten palik, który on ostatnio zaznaczył i woda jest obok!  Maksymalnie na 6 metrach. Rozpoczęło się kopanie kolejnej studni!!!


Kopanie kolejnej studni...

 Jakby tego było mało, w trakcie kopania, operator koparki nie mógł wjechać , ustawić koparki i spytał czy może zwalić jedno drzewo. Zgodziłam się, najważniejsze było dla mnie to aby ten koszmar jak najszybciej się skończył... Operator uderzył łyżką o sosnę, a ona... spadła na kolejne drzewo, które z kolei  spadło na druty elektryczne!... Po chwili przyszło kilku mieszkańców z zapytaniem o prąd... w sumie wcale się nie dziwię...sobota po południe, sprzątanie, pranie, gotowanie, a tu prądu brak... Na szczęście operator koparki zadzwonił gdzie trzeba i po chwili przyjechało pogotowie energetyczne.

Moje dziecko zasnęło ze zmęczenia. Kopanie drugiej studni było ponad jego siły.  Nawet pracująca  koparka  nie była wstanie go obudzić...


A wracając do studni, to  doszliśmy do... 7,10m ... wody brak!!!! Był moment, że warstwa ziemi  była mokra, ale po przekopaniu, zniknęła! Całkiem możliwe, że gdybyśmy kopali dalej może coś by było, ale zbliżał się wieczór i mieliśmy już serdecznie wszystkiego dość...
A radiesteta? Nie mógł  uwierzyć, nawet zjechał na łyżce (na własną odpowiedzialność) w głąb wykopanej  dziury , ale niestety jak się raz mu kręciło wahadełko, tak później nie:(( Radiesteta załamał się, powiedział, że to był jego ostatni raz... nigdy więcej...
A my? Szkoda mówić... Wykopaną studnię musieliśmy zasypać, bo jeszcze nie mamy założonej siatki wokół ogrodzenia i  była obawa, że może ktoś wejść na teren działki i mogłoby dojść do tragedii.
Teren  naszego lasku jest nie  do poznania... wygląda jak pobojowisko....

Krajobraz jak po bombardowaniu...


Rano nikt nie przypuszczał, że tak zakończy się ten dzień. W tym miejscu miała stać piękna studnia z mnóstwem  wody. A teren wyrównany bez wielkich oznak kopania  studni. A wygląda? Bez komentarza:( Dziś jest 14 lipiec, 14. Ja zawsze mam 14-ego pecha. Wszyscy się śmiali, jak im mówiłam, żeby dziś nic nie robić, ale mnie się oczywiście nigdy nie słucha. Dziś się to potwierdziło. Bardzo boleśnie, i psychicznie i finansowo.
Już nic nie będę zaczynać 14, nic. Koniec, kropka. Idę ryczeć....

wtorek, 3 lipca 2007