e- mail

Witam!
Jeśli chcesz się ze mną skontaktować, pisz na maila: dom.ogrod.las@gmail.com
Pozdrawiam
Neti

sobota, 14 lipca 2007

Studnia

Wszystko zaczęło się zaraz po 8 rano. To miała być taka pierwsza "poważna" inwestycja:)) Studnia.
 Na początku wszystkim dopisywał humor. W końcu to miała być łatwa i szybka praca. Tylko 5,5m i studnia gotowa.

Początek kopania i świetne humory u wszystkich





Po wykopaniu 5 metrów, zaczęliśmy się śmiać, że coś wody brak, ale nikt nie przypuszczał że żarty mogą okazać się prawdziwe... Kiedy przekroczyliśmy 6,20 zaczęliśmy już się martwić nie na żarty... mijały minuty i ciągle nic... W końcu przyjechał radiesteta, który nam wymierzał miejsce studni. Jest to w porządku  facet, sprawdzony, nigdy się nie pomylił, zawsze gdzie zaznaczył woda była. Radiesteta stwierdził, że ktoś musiał przestawić ten palik, który on ostatnio zaznaczył i woda jest obok!  Maksymalnie na 6 metrach. Rozpoczęło się kopanie kolejnej studni!!!


Kopanie kolejnej studni...

 Jakby tego było mało, w trakcie kopania, operator koparki nie mógł wjechać , ustawić koparki i spytał czy może zwalić jedno drzewo. Zgodziłam się, najważniejsze było dla mnie to aby ten koszmar jak najszybciej się skończył... Operator uderzył łyżką o sosnę, a ona... spadła na kolejne drzewo, które z kolei  spadło na druty elektryczne!... Po chwili przyszło kilku mieszkańców z zapytaniem o prąd... w sumie wcale się nie dziwię...sobota po południe, sprzątanie, pranie, gotowanie, a tu prądu brak... Na szczęście operator koparki zadzwonił gdzie trzeba i po chwili przyjechało pogotowie energetyczne.

Moje dziecko zasnęło ze zmęczenia. Kopanie drugiej studni było ponad jego siły.  Nawet pracująca  koparka  nie była wstanie go obudzić...


A wracając do studni, to  doszliśmy do... 7,10m ... wody brak!!!! Był moment, że warstwa ziemi  była mokra, ale po przekopaniu, zniknęła! Całkiem możliwe, że gdybyśmy kopali dalej może coś by było, ale zbliżał się wieczór i mieliśmy już serdecznie wszystkiego dość...
A radiesteta? Nie mógł  uwierzyć, nawet zjechał na łyżce (na własną odpowiedzialność) w głąb wykopanej  dziury , ale niestety jak się raz mu kręciło wahadełko, tak później nie:(( Radiesteta załamał się, powiedział, że to był jego ostatni raz... nigdy więcej...
A my? Szkoda mówić... Wykopaną studnię musieliśmy zasypać, bo jeszcze nie mamy założonej siatki wokół ogrodzenia i  była obawa, że może ktoś wejść na teren działki i mogłoby dojść do tragedii.
Teren  naszego lasku jest nie  do poznania... wygląda jak pobojowisko....

Krajobraz jak po bombardowaniu...


Rano nikt nie przypuszczał, że tak zakończy się ten dzień. W tym miejscu miała stać piękna studnia z mnóstwem  wody. A teren wyrównany bez wielkich oznak kopania  studni. A wygląda? Bez komentarza:( Dziś jest 14 lipiec, 14. Ja zawsze mam 14-ego pecha. Wszyscy się śmiali, jak im mówiłam, żeby dziś nic nie robić, ale mnie się oczywiście nigdy nie słucha. Dziś się to potwierdziło. Bardzo boleśnie, i psychicznie i finansowo.
Już nic nie będę zaczynać 14, nic. Koniec, kropka. Idę ryczeć....

2 komentarze:

  1. o ja cież pierdzielę.... normalnie gdyby to się działo w tym roku to bym Cię odnalazła i przytuliła. Dobrze że to już historia. Jak ja Cię rozumiem w tamtej chwili!

    OdpowiedzUsuń
  2. No to był jeden z gorszych, jak nie najgorszy dzień w moim życiu budowlanym ... tyle co wtedy się naryczałam, to chyba nigdy...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :))
Pozdrawiam i zapraszam ponownie :))